Hm. Jakby to powiedziec. Jest to jednak epopeja. Moze zdecyduje sie w innym miejscu opisac to szerzej. W skrocie: ekipa skurczyla sie do Arkadyja o mnie - co zapewne zaowocowalo lepszym czasem (zero defektow, a sila tego zwierzaka, konia, potwora...juz nie mam slow

) jest nieograniczona.pogoda byla idealna choc rano iwieczorem 4 stopnie to naprawde niewiele. Poza tym po ostatnich ulewach do wyboru mielismy na drogach - kaluze, bloto, piach lub wszystko razem. moje semi slicki nie byly optymalnym wyborem... mostek na rzece Czarnej w Zalesiu byl gleboko pod woda, zalane gospodarstwa - musielismy szukac objazdow. I tak bylo wielokrotnie - woda,woda,woda. Cale to zamieszanie plus krotkie postoje na posilki zajely nam az 4 godziny. Statystycznie: Czas calosci: 18:10, czas jazdy: 14:38, dytans 254 km, AVS 17,3 km/h (z efektywnej jazdy). O trudnych chwilach szybko sie zapomni, ale na pewno do nich naleza 2 ostatnie godziny z Gory Kalwarii - najpierw upierdliwym walem, potem kluczenie w Otwocku Malym, 2X wpychanie sie na Dabrowiecka Gore, 2X burlaczenie na Meran (to juz z buta

) i piachulce w Mladzu - Krwawa trzymala trudnosc do konca. Dzieki Arek! Jestes mocarz!