Ostatnia paroweczka...w niedziele 23*.05./Zza wielkiej wody
Moderators: Creeping Death, Edi, chmiel, BartekJ
Mialem dwie opcje, jedna byla jechac przez Yellowstone i zakonczyc w LA, albo pojechac w druga strone i skonczyc w Denver.
Przedwczoraj na kempingu poznalem kolesia z Denver i zasugerowal mi jeszcze jedna przelecz, szutrowa, ale wyzsza od tej w RMNP, sprobuje, przewyzszenie jest niewielkie, jakies 1000m.
Przebilem sie do cywilizacji jak widac. Haines super, Skagway - "cala wies bawi sie i tanczy" wszystko pod turyste, goraczka zlota i te sprawy, ale da sie wytrzymac. W opuszczonym miescie obok Dya, spotkalem pierwszego miska z bliska, wlazl mi w kadr jak krecilem przejazd przez most. Wyjazd przez Biala Przelecz, majstersztyk, waski fiord, droga wykuta w skale, 1000m w gore, zastala mnie noc i... juz wiem czemu nazywa sie biala. Dalej waskie przeciski i wylot na genialne jezioro i jego odnoge Windy Arm, tez wiem skad ma ta nazwe, na szczescie wialo w ta dobra strone.
Kolejne KM takie sobie, bez rewelacji ale dziko, zdecydowalem sie jechac 37 a nie Alaskan Hw, bo wygladalo bardziej dziko i gorzyscie. Bylo dziko, nawet baaaardzo, 3 miski jednego dnia, pozniej malo co w jednego nie wjechalem, a w Mezadine Lake wpadl na sniadanie. Na szczescie wpadly rownierz psy ktore lubia sie z nimi bawic w berka .
37 to praktycznie puste przestrzenie, las, las, las. Setki pieknych miesjc w ktorych mozna by posiedziec kilka dni. Resztki cywilizacji w rozsypce. Ostatni sklep w Dease Lake a dalej 500km nica. A 500km nica to calkiem sporo jak na jazde rowerem, wyprztykalem sie z jedzenia, ostatniego dnia zjadlem 4 batoniki, wyluzowany, ze juz juz sklep. Jak dojechalem do Kitwangi to owszem, byl sklep, ale chwilowo zamkniety. Wkurzylem sie i strzelilem sobie mega zarcie w Kawiarni obok. Na szczescie na laczniku byla stacja. Od laczika w kierunku Prince George cywilizacja pelna geba, pola, pola,pola, wielkie rancza, spore miasta, sklepy i ogolnei malociekawo, jezeli mozna mowic ze jest tu malociekawo w ogole. Ciezko znlezc dobry nocleg. Sa fajne Recraation Areas ale dosc daleko od drogi, dzis 5km szutru i pod gore, wczoraj jakies marne spanie przy drodze, przedwczoraj pelen serwis na kolo Hazelton na polu namiotowym przy zrekonstruoowaej wiosce 'KWAN First Nations. Lece dalej, ponoc Banf i Jasper sa przepiekne. Na mapie gory dookola tak wlasnie wygladaja.
Duzo turstow z Niemiec, i Amerykanow ciagnacych swoj caly dobytek ze soba, troche to powalone, nie dosc ze jada autobusem to jeszcze przyczepa z rowerami, kajakami, kladami, motorami, jak by mogli to by dom sobie podczepili.
No i drogo w tej Kanadzie. Za kemping tyle co w Polszu za sredniej klasy Hotel.. No ale raz sie zyje, raz sie jedzie rowerem przez Kanade.
35 59 29.037 135 17.009
36 59 36.835 135 10.085
37 60 10.462 134 42.101
38 60 23.437 133 08.837
39 60 00.482 132 08.262
40 60 04.767 130 49.174
41 60.03.063 128 55.800
42 59 18.228 129 16.641
43 58 53.232 130 01.596
44 58 02.635 129 57.165
45 57 18.140 130 14.967
46 56 37.581 129 40.573
47 56 03.238 129 15.456
48 55 23.082 128 06.902
49 55 15.020 127 40.893
50 54 38.140 126 52.307
51 54 14.524 125 42.150
Prawie w Polsce, tylko druga strona... Jest goraco i upalnie, aczkolwiek wiatr zimny. Pozdro.
Przedwczoraj na kempingu poznalem kolesia z Denver i zasugerowal mi jeszcze jedna przelecz, szutrowa, ale wyzsza od tej w RMNP, sprobuje, przewyzszenie jest niewielkie, jakies 1000m.
Przebilem sie do cywilizacji jak widac. Haines super, Skagway - "cala wies bawi sie i tanczy" wszystko pod turyste, goraczka zlota i te sprawy, ale da sie wytrzymac. W opuszczonym miescie obok Dya, spotkalem pierwszego miska z bliska, wlazl mi w kadr jak krecilem przejazd przez most. Wyjazd przez Biala Przelecz, majstersztyk, waski fiord, droga wykuta w skale, 1000m w gore, zastala mnie noc i... juz wiem czemu nazywa sie biala. Dalej waskie przeciski i wylot na genialne jezioro i jego odnoge Windy Arm, tez wiem skad ma ta nazwe, na szczescie wialo w ta dobra strone.
Kolejne KM takie sobie, bez rewelacji ale dziko, zdecydowalem sie jechac 37 a nie Alaskan Hw, bo wygladalo bardziej dziko i gorzyscie. Bylo dziko, nawet baaaardzo, 3 miski jednego dnia, pozniej malo co w jednego nie wjechalem, a w Mezadine Lake wpadl na sniadanie. Na szczescie wpadly rownierz psy ktore lubia sie z nimi bawic w berka .
37 to praktycznie puste przestrzenie, las, las, las. Setki pieknych miesjc w ktorych mozna by posiedziec kilka dni. Resztki cywilizacji w rozsypce. Ostatni sklep w Dease Lake a dalej 500km nica. A 500km nica to calkiem sporo jak na jazde rowerem, wyprztykalem sie z jedzenia, ostatniego dnia zjadlem 4 batoniki, wyluzowany, ze juz juz sklep. Jak dojechalem do Kitwangi to owszem, byl sklep, ale chwilowo zamkniety. Wkurzylem sie i strzelilem sobie mega zarcie w Kawiarni obok. Na szczescie na laczniku byla stacja. Od laczika w kierunku Prince George cywilizacja pelna geba, pola, pola,pola, wielkie rancza, spore miasta, sklepy i ogolnei malociekawo, jezeli mozna mowic ze jest tu malociekawo w ogole. Ciezko znlezc dobry nocleg. Sa fajne Recraation Areas ale dosc daleko od drogi, dzis 5km szutru i pod gore, wczoraj jakies marne spanie przy drodze, przedwczoraj pelen serwis na kolo Hazelton na polu namiotowym przy zrekonstruoowaej wiosce 'KWAN First Nations. Lece dalej, ponoc Banf i Jasper sa przepiekne. Na mapie gory dookola tak wlasnie wygladaja.
Duzo turstow z Niemiec, i Amerykanow ciagnacych swoj caly dobytek ze soba, troche to powalone, nie dosc ze jada autobusem to jeszcze przyczepa z rowerami, kajakami, kladami, motorami, jak by mogli to by dom sobie podczepili.
No i drogo w tej Kanadzie. Za kemping tyle co w Polszu za sredniej klasy Hotel.. No ale raz sie zyje, raz sie jedzie rowerem przez Kanade.
35 59 29.037 135 17.009
36 59 36.835 135 10.085
37 60 10.462 134 42.101
38 60 23.437 133 08.837
39 60 00.482 132 08.262
40 60 04.767 130 49.174
41 60.03.063 128 55.800
42 59 18.228 129 16.641
43 58 53.232 130 01.596
44 58 02.635 129 57.165
45 57 18.140 130 14.967
46 56 37.581 129 40.573
47 56 03.238 129 15.456
48 55 23.082 128 06.902
49 55 15.020 127 40.893
50 54 38.140 126 52.307
51 54 14.524 125 42.150
Prawie w Polsce, tylko druga strona... Jest goraco i upalnie, aczkolwiek wiatr zimny. Pozdro.
Ja, szczerze powiedziawszy, miałem stresa przy pierwszej dłuższej przerwie w informacjach. Teraz po prostu z ciekawością czekałem na kolejną porcję . Zazdroszczę za każdym razem bardziej, śledząc kolejne km na GE. Powodzenia w BC (masz w planach Whistler?). Pozdro
Dotychczasowy przebieg wyprawy 2010: Kanada, USA (klik)
Dotychczasowy przebieg wyprawy 2010: Kanada, USA (klik)
cookie monster
Oj, Whistler jest chyba tylko kultowe przez Olympiade, ominelem, Calgary tez omine. ;)
52 54 03.555 124 37.256
53 53 52.859 123 28.212
54 53 55.204 121 56.475
55 53 31.385 120 40.805
56 52 58.458 119 25.869
57 52 50.946 118 04.625
58 52 25.006 117 23.676
59 52 02.324 116.51.996
60 51 25.069 116 10.670
61 51 25.069 116 10.670
62 50 49.597 116 00.804
Dotarlem do Radium Hot Springs, nie wiem jak zrodla, ale powietrze jest mocno gorace. Jeszcze chwile temu bylem na 1500m, otoczony gorami, a po zjezdzie do Radium totalna zmiana, sucho, smieszne pagory na ktorych pobudowali domy, nawet ladnie.
Od kempingu o ktorym pisalem zeszlym razem jechalem kilka dni z kolesiem z Denver, znalazly sie tez fajne noclegi, jak sie poszuka to jednak sa. Nawet na regularnym kempingu mozna przenoclegowac za darmo, czasem podpowiada sama obsluga. ;) Co do Lanca, to po 4 czy 5 dniach koles zaczal mnie irytowac, chcial koniecznie zrobic 100mil jednego dnia, a ja nie bardzo, tym bardziej ze na niebie bylo mocno chmurzascie, a teren nie jest latwy. Sie rozlaczylismy, skrecilem w pierwsza lepsza Recraation Aree, piekna swoja droga.
Od Jasper widoki.. nooo.. moglbym wyczyscic karte z poprzednich 2 miesiecy i tylko zostawic to co zastalem na Icefields Parkway, lodowce, jeziora, nawet wodospady przebily Islandie i aktualnie wycieczka pod wzgledem widokow znajduje sie na II miejscu za Nepalem. W Lake Louise zrobilem sobie postoj 1 dniowy i zwiedzilem okolice na lekko (roznica w sredniej 14 vs 18, przy 1000m podjazdu kosmiczna roznica!), nie bylo miejsc na kempingu wiec dolaczylem sie do pary Francuzow, i 2 Niemcow, pozniej dotarli goscie z Meksyku, bylo wesolo i po podzieleniu tylko 6$ za nocleg. Kemping ogrodzony drutem pod napieciem, niby na niedziwedzie. ;) Morriane Lake w okolicy oh i ah, nie wiedzialem czegos podobnego w zyciu. W nogach mam ju ponad 6000km i co najlepsze, wszystko po gorach, w LL postanowilem jednak jechac jak pierwotnie zakladalem przez Yellowstone, gdybym pojechal w druga strone, prawdopodobnie bym zastal snieg w gorach, no i chce zrobic mala petle w centrum, a ewentualnie odpuscic kawalek wybrzeza. Wiec zrobie na dobra sprawe cale Rockies od gory do dolu, 2krotnie pokonalem juz Continental Divide, 2 przelaczki po 2kolaski. Zaczyna mi brakowac czasu, ciezko wyrobic sie, nawet jak wstane rano to musze poczekac, bo jest dosc zimno i mam mokry szpej.
Sporo bikerow w okolicy, Jasper i Lake Louise glownie krotkie trasy, tych dlugodystansowych ktorych spotkalem, jeszcze na Alasce, najczesciej wymieniali "around the world in 2 years" i "prudhoe bay - argentina" (polnoc - poludnie).
W ogole ludzie sa niesmowici, wczoraj wladowalem sie w wiate na parkingu, z wieczora przyszedl gosc z przyczepy obok z piwem sobie pogadac. Rozmawiaja wszyscy ze wszystkimi. Dzis rano na tym samym parkingu rozstawil sie bus jakiejs amatorskiej grupy kolarskiej, rozstawilio zarcie, zaczeli sie zjezdzac i oczywiscie zaproszenie na sniadanie.
To na tyle, bo za 15min zazyczyli sobie 2$, powariowali w tej Kanadzie z cenami! :D
Cd z miasta obok. ;)
Poza zwierzetami jak misie i niemiaszki, ktore wystepuja tu w wielkich ilosciach sa oczywiscie inne: sporo bobrow, lisow, saren, wapati (jak dla mnie to to samo co sarna ;), swistaki wszyndzie, wiewiorki kradnace jedzenie, widzialem kojota, jakas wydre, no i cos co najbardziej mnie zaskoczylo, kolibry, lataja jak male bombowce z wielka predkoscia, po czym zawisaja w powietrzu, patrzylem ze 2h na nie. Wiekszosc zwierzat mozna prawie ze dotknac. (czego lepiej nie robic bo odgryza, jak to na tablicach pisuja. ;)
52 54 03.555 124 37.256
53 53 52.859 123 28.212
54 53 55.204 121 56.475
55 53 31.385 120 40.805
56 52 58.458 119 25.869
57 52 50.946 118 04.625
58 52 25.006 117 23.676
59 52 02.324 116.51.996
60 51 25.069 116 10.670
61 51 25.069 116 10.670
62 50 49.597 116 00.804
Dotarlem do Radium Hot Springs, nie wiem jak zrodla, ale powietrze jest mocno gorace. Jeszcze chwile temu bylem na 1500m, otoczony gorami, a po zjezdzie do Radium totalna zmiana, sucho, smieszne pagory na ktorych pobudowali domy, nawet ladnie.
Od kempingu o ktorym pisalem zeszlym razem jechalem kilka dni z kolesiem z Denver, znalazly sie tez fajne noclegi, jak sie poszuka to jednak sa. Nawet na regularnym kempingu mozna przenoclegowac za darmo, czasem podpowiada sama obsluga. ;) Co do Lanca, to po 4 czy 5 dniach koles zaczal mnie irytowac, chcial koniecznie zrobic 100mil jednego dnia, a ja nie bardzo, tym bardziej ze na niebie bylo mocno chmurzascie, a teren nie jest latwy. Sie rozlaczylismy, skrecilem w pierwsza lepsza Recraation Aree, piekna swoja droga.
Od Jasper widoki.. nooo.. moglbym wyczyscic karte z poprzednich 2 miesiecy i tylko zostawic to co zastalem na Icefields Parkway, lodowce, jeziora, nawet wodospady przebily Islandie i aktualnie wycieczka pod wzgledem widokow znajduje sie na II miejscu za Nepalem. W Lake Louise zrobilem sobie postoj 1 dniowy i zwiedzilem okolice na lekko (roznica w sredniej 14 vs 18, przy 1000m podjazdu kosmiczna roznica!), nie bylo miejsc na kempingu wiec dolaczylem sie do pary Francuzow, i 2 Niemcow, pozniej dotarli goscie z Meksyku, bylo wesolo i po podzieleniu tylko 6$ za nocleg. Kemping ogrodzony drutem pod napieciem, niby na niedziwedzie. ;) Morriane Lake w okolicy oh i ah, nie wiedzialem czegos podobnego w zyciu. W nogach mam ju ponad 6000km i co najlepsze, wszystko po gorach, w LL postanowilem jednak jechac jak pierwotnie zakladalem przez Yellowstone, gdybym pojechal w druga strone, prawdopodobnie bym zastal snieg w gorach, no i chce zrobic mala petle w centrum, a ewentualnie odpuscic kawalek wybrzeza. Wiec zrobie na dobra sprawe cale Rockies od gory do dolu, 2krotnie pokonalem juz Continental Divide, 2 przelaczki po 2kolaski. Zaczyna mi brakowac czasu, ciezko wyrobic sie, nawet jak wstane rano to musze poczekac, bo jest dosc zimno i mam mokry szpej.
Sporo bikerow w okolicy, Jasper i Lake Louise glownie krotkie trasy, tych dlugodystansowych ktorych spotkalem, jeszcze na Alasce, najczesciej wymieniali "around the world in 2 years" i "prudhoe bay - argentina" (polnoc - poludnie).
W ogole ludzie sa niesmowici, wczoraj wladowalem sie w wiate na parkingu, z wieczora przyszedl gosc z przyczepy obok z piwem sobie pogadac. Rozmawiaja wszyscy ze wszystkimi. Dzis rano na tym samym parkingu rozstawil sie bus jakiejs amatorskiej grupy kolarskiej, rozstawilio zarcie, zaczeli sie zjezdzac i oczywiscie zaproszenie na sniadanie.
To na tyle, bo za 15min zazyczyli sobie 2$, powariowali w tej Kanadzie z cenami! :D
Cd z miasta obok. ;)
Poza zwierzetami jak misie i niemiaszki, ktore wystepuja tu w wielkich ilosciach sa oczywiscie inne: sporo bobrow, lisow, saren, wapati (jak dla mnie to to samo co sarna ;), swistaki wszyndzie, wiewiorki kradnace jedzenie, widzialem kojota, jakas wydre, no i cos co najbardziej mnie zaskoczylo, kolibry, lataja jak male bombowce z wielka predkoscia, po czym zawisaja w powietrzu, patrzylem ze 2h na nie. Wiekszosc zwierzat mozna prawie ze dotknac. (czego lepiej nie robic bo odgryza, jak to na tablicach pisuja. ;)
Niezly sen...: http://www.a-trip.com/tracks/view/63930
Jeszcze fotka z Yukonu, z przeleczy gdzie spotkalem pare polakow splywajacych rzeka.
- Attachments
-
- tn_Jukoncanon_518-2.jpg (91.35 KiB) Viewed 5285 times
Niezly sen...: http://www.a-trip.com/tracks/view/63930
był już najwyższy czas na jakieś info
ech zazdroszczę....oczywiście nie tych 6000km po górach, prawie samotnie ale...tych widoków
trzymaj się mocno i zapełniaj karty następnymi zdjęciami,liczę że pokaz po powrocie potrwa ze dwa dni
ps.czy ten koleś na zdjęciu nie ma przypadkiem na imię Tomek,jakiś taki znajomy
ech zazdroszczę....oczywiście nie tych 6000km po górach, prawie samotnie ale...tych widoków
trzymaj się mocno i zapełniaj karty następnymi zdjęciami,liczę że pokaz po powrocie potrwa ze dwa dni
ps.czy ten koleś na zdjęciu nie ma przypadkiem na imię Tomek,jakiś taki znajomy
Przez dłuższy czas oglądałem zdjęcia z Panoramio. Powiem krótko: MASAKRA .
Camp53 GE pokazało na środku jeziora .
Dotychczasowy przebieg wyprawy 2010: Kanada, USA (klik)
Camp53 GE pokazało na środku jeziora .
Dotychczasowy przebieg wyprawy 2010: Kanada, USA (klik)
cookie monster
- Creeping Death
- NApierdalator
- Posts: 1286
- Joined: 04 Jul 2005 20:14
- Location: ja to znam?!
Nie tylko ten koleś ze zdjęcia, ale i ta laska są i dla mnie podejrzanie znajomi...
Co do postępów w trasie to chyba przestanę śledzić ten wątek, za każdym razem jak to czytam to mnie roznosi... Wspaniała wyprawa, przygoda i pomysł. Życzymy kolejnych 6 000 km z górki
Co do postępów w trasie to chyba przestanę śledzić ten wątek, za każdym razem jak to czytam to mnie roznosi... Wspaniała wyprawa, przygoda i pomysł. Życzymy kolejnych 6 000 km z górki
POWERADE- Jebne czy wstane??
Honda Shadow VT500C - moja śliczna!
Honda Shadow VT500C - moja śliczna!
Behem w sms'ie 08.08.2010 wrote:Jak bys mial chwlke i mogl zerknac do googla.jak lepiej wjechac do yellowstone, polnoc droga 89 czy zachod 191 albo 287? Co jest najlepsze? Bo wybiore prawdopoodobnie 191 i przejazd w dol do teton przez craig pass, ale moze warto nakrecic cos w bok. Wole sie upewnic, bo niepotrzebnie wbilem sie w glacier np, preria mnie zazyna. Pozdro.
Behem w sms'ie 08.08.2010 wrote:Nom, tyle ze 191 widze ze idzie lasem, a 89 lysa dolina. Mam juz dosc trawy dookola . Dzis dojade pewnie do Belgrade.
Behem w sms'ie 09.08.2010 wrote:Jade 191, mialem maly armagedon pogodowy, wiec wybor prostszy pozdro
Dotychczasowy przebieg wyprawy 2010: Kanada, USA zamieszczę jak uda mi się wbić na ftp'a (może ktoś wie o co chodzi).Behem w sms'ie 10.08.2010 wrote:...Kurcze chcialem zrobic petle po yellowstone na lekko, ale za duzo kilosow wyszlo. Wczoraj znow pogoda koszmarna, ni ma jak dyszcz na 2200m. 63 50.08.749 115.48.350 64 49.23.148 115.21.781 65 48.49.160 114.53.162 66 48.20.637 114.00.985 67 48.44.967 113.25.395 68 48.11.562 112.30.266 69 47.32.844 112.21.964 70 46.49.438 111.58.771 71 46.20.050 111.31.653 72 45.28.602 111.16.132 73 44.42.569 111.06.117
cookie monster
Wyprawa Ameryka 2010
Fajnie ,że się nareszcie częściej odzywasz.Wyglądasz całkiem przyzwoicie,widać, że podróż ci służy a głodu na amerykańskiej ziemi też nie zaznałeś.W razie czego możesz liczyć na nas że ci jakąś wałówkę podrzucimy.Szerokiej ,dobrej drogi i teraz już tylko samych zjazdów "z górki". :P :Pbehem0th wrote:Jeszcze fotka z Yukonu, z przeleczy gdzie spotkalem pare polakow splywajacych rzeka.
- Creeping Death
- NApierdalator
- Posts: 1286
- Joined: 04 Jul 2005 20:14
- Location: ja to znam?!
eftep znowu działa (nowe namiary w FAQ)
Dotychczasowy przebieg wyprawy 2010: Kanada, USA (klik) - stan na 10.08.2010
Dotychczasowy przebieg wyprawy 2010: Kanada, USA (klik) - stan na 10.08.2010
cookie monster
Kolejne noclegi:
74/75 44 44.279 110 41.477
76 44 23.778 110 34.063
77 43 54.865 110 38.448
78 43 35.496 109 46.492
79 42 57.698 108 49.685
80 42 32.352 108 11.039
81 41 45.184 106 56.042
Znalazlem biblioteke w Saratodze, bo ostatnie miasta ktore mijam jakies takie.. bez netu w kazdym razie.
Wiec, wjazd do stanow minal gladko, celnik przybil lape i zyczyl udanej podrozy. W Eurece spotkalem kolesia na rowerze z silnikiem od pily spalinowej 1L/60km , pozniej spotkalem jeszcze kilku innych zakreconych rowerzystow, robia glownie szlak Continental Divade - 4000km przez najwyzsze pagory. Jakos takos moja trasa sie pokryla ostatnio z nim intensywnie. Przebilem sie przez Glacier NP, ale od zlej strony i generalnie chyba popelnilem tam blad, trzeba bylo atakowac od wschodu, 600m podjazdu a nie 1000, i mozna pozniej jechac gorami, a tak wyladowalem w rezerwacie na prerii. Podjazd zamkniety dla rowerzystow do 16, wiec zdazyc zrobic 1000m podjazu i zjechac jest hmmm dosc ekstremalnie. Mialem tam problem znoclegiem, chcieli 40$ za namiot, wkurzylem sie, rozbilem na nastepnym kempingu i pojechalem z rana nie placac. Dzien wczesniej tez mialem ciekawy nocleg, punkt widokowy zaraz na przeciwko 200m zapory w Hangry Horse. Rezerwat masakra, Czarne Stopy nie przepadaja chyba za bialymi. Wjazd do Yellowstone w deszczu, zlapal mnie na 2300m, jakos sie dotoczylem. Nastepnego dnia tylko 50km i nocleg w Norris (za moim miejscem zaraz gorace zrodlo sobie wyplywalo , a dzien pozniej 120km petla po Yellowstone. Bardzo duzo do ogladania, malo czasu, nerwicy dostalem. Stary Gejzir przy Old Faithful to popierdolka, ten drugi wyrzuca wode kilkadziesiat sekund, zastanawiam sie czy oni tam rury nie zamontowali pod spodem.
Grand Titons ok, ale bez rewelacji, kolejne gory, co ciekawe na kemping zajechalem w tej samej chwili co koles ktorego spotkalem jeszcze w kanadzie. Pozniej z zaskoczenia przelecz 2900m i zjazd na prerio-pustynie ktora jade do dzis (wieje jak cholera) Znaczy jeszcze kilka km, bo mam zamiar sie wbic w Medicine Bow mountains, na kolejna prawie 3000m przelecz.
74/75 44 44.279 110 41.477
76 44 23.778 110 34.063
77 43 54.865 110 38.448
78 43 35.496 109 46.492
79 42 57.698 108 49.685
80 42 32.352 108 11.039
81 41 45.184 106 56.042
Znalazlem biblioteke w Saratodze, bo ostatnie miasta ktore mijam jakies takie.. bez netu w kazdym razie.
Wiec, wjazd do stanow minal gladko, celnik przybil lape i zyczyl udanej podrozy. W Eurece spotkalem kolesia na rowerze z silnikiem od pily spalinowej 1L/60km , pozniej spotkalem jeszcze kilku innych zakreconych rowerzystow, robia glownie szlak Continental Divade - 4000km przez najwyzsze pagory. Jakos takos moja trasa sie pokryla ostatnio z nim intensywnie. Przebilem sie przez Glacier NP, ale od zlej strony i generalnie chyba popelnilem tam blad, trzeba bylo atakowac od wschodu, 600m podjazdu a nie 1000, i mozna pozniej jechac gorami, a tak wyladowalem w rezerwacie na prerii. Podjazd zamkniety dla rowerzystow do 16, wiec zdazyc zrobic 1000m podjazu i zjechac jest hmmm dosc ekstremalnie. Mialem tam problem znoclegiem, chcieli 40$ za namiot, wkurzylem sie, rozbilem na nastepnym kempingu i pojechalem z rana nie placac. Dzien wczesniej tez mialem ciekawy nocleg, punkt widokowy zaraz na przeciwko 200m zapory w Hangry Horse. Rezerwat masakra, Czarne Stopy nie przepadaja chyba za bialymi. Wjazd do Yellowstone w deszczu, zlapal mnie na 2300m, jakos sie dotoczylem. Nastepnego dnia tylko 50km i nocleg w Norris (za moim miejscem zaraz gorace zrodlo sobie wyplywalo , a dzien pozniej 120km petla po Yellowstone. Bardzo duzo do ogladania, malo czasu, nerwicy dostalem. Stary Gejzir przy Old Faithful to popierdolka, ten drugi wyrzuca wode kilkadziesiat sekund, zastanawiam sie czy oni tam rury nie zamontowali pod spodem.
Grand Titons ok, ale bez rewelacji, kolejne gory, co ciekawe na kemping zajechalem w tej samej chwili co koles ktorego spotkalem jeszcze w kanadzie. Pozniej z zaskoczenia przelecz 2900m i zjazd na prerio-pustynie ktora jade do dzis (wieje jak cholera) Znaczy jeszcze kilka km, bo mam zamiar sie wbic w Medicine Bow mountains, na kolejna prawie 3000m przelecz.
Fotka z 26.07.2010, także wczoraj mógł już być na śródmieściu.chmiel wrote:Ewidentny fotomontaż. Wczoraj widziałem Jarosława na śródmieściu.
Może założył koszulka z Che tylko do zdjęcia?leoheart wrote:czy kolega Behem nie ryzykuje zbyt wiele podróżując po Stanach....w koszulce z Che
Dotychczasowy przebieg wyprawy 2010: Kanada, USA (klik)
cookie monster