Ha! a ja miałam kiedyś numer taki, że jako batman wpadłam na innego batmana...

jakaś niewielka droga to była, samochody jeździły nią z rzadka, ciemno bylo jak cholera, na szczescie ten asfalt taki jasny był, żwirkowy mocno i w ogole tą droge widzialam dzieki temu.. a gość z rowerem akurat sie zatrzymał i coś tam sobie gmerał, może gacie poprawiał czy coś

więc słychać go nie było, a ja bez światla jechałam, bo jeszcze wtedy miałam dynamo, ale używałam go (bardzo inteligentnie...) tylko w ostateczności, bo hałasowalo straszliwie jak traktor... no i sie zatrzymalam na jego tylnym kole, chociaż zauważył mnie chyba w ostatniej chwili i probował sie usunąć.. niezle sie go przestraszylam swoją drogą, hehe

A z punktu widzenia pasażera blachosmroda - kiedyś wracałam z jakiegos niby wesela w konstancinie przez g kalwarię nadwiślanką, jakas 2.30 w nocy byla, droga pusta, kierowca się specjalnie nie ociągał

.. a tu na skrzyżowaniu z tą drogą, co idzie z Karczewa do tej żwirowni czy piaskowni nad wisłą, w ostatniej sekundzie, na samym środku szosy jakiś dziadek na rowerze ledwo sie trzyma! oczywiście zero światła.. śmierć w oczach.. na szczeście nic nie jechało z przeciwka i było gdzie odskoczyć, masakra ...