wyprzedziłem go z predkoscia podrózna na asfalcie tj ok 28-30 km/h i zapomnaiałem o nim
Po kilku kilometrach nagle jak Filip z konopi wyskoczył mi zza pleców i pognał do przodu całkiem żwawo


Usmiechnąłem sie sympatycznie:mysle sobie zagrała w nim chęc rywalizacji chce mi pokazać że jest jest mocny

po kilkuset metrach jadąc swoim tempem doszedłem go i ...znów wyprzedziłem,po czym historia sie powtórzyła

Myśle sobie stary to nieładnie

dodam ze ja sam w podobnej sytuacji,jesienia na lubelskiej podholowałem dobre 10km bikera na szosówce,który dosłownie słaniał sie na nogach po ponad 100km samotnej walki z wiatrem i jeszcze w Wólce Mlądzkiej poczęstowałem go herbatą co by dojechał do domu

I nie był to bynajmniej powód do dumy dla mnie ale naturalna solidarnośc bikerów
Jakie macie doświadczenia w spontaniczej współpracy na trasie
