Grrr! Jechałem sobie cudowną trasą rowerową wzdłuż wielkiej rury i widzę lezie sobie gość. Kozak, włoski na żel, bez koszulki, słoneczkiem sie rozkoszuje. Podjeżdżam, próbuje wyminąć, chuj, spadłem z krawężnika w piasek. A ten mordę cieszy "hoho jeździmy bez dzwonka". Tak kurwa bez dzwonka, a po ścieżce rowerowej sie nie łazi

. Mówię "a tu nie wolno chodzić, to jest droga tylko dla rowerów", a on na to "hehe, dobrze dobrze" i lezie dalej. Aż mnie zatrzęsło, ręce świeżbią na takich idiotów, mimo że jestem mikrej postury. Nie wiem, taranować zacznę z 35km/h chyba

.
Ktoś wie, jakimi konsekwencjami grozi staranowanie pieszego na ścieżce? Mogę się potłuc, nie umrę od tego, ale jak gość sie zacznie rzucać to komu policja przyzna rację i ew. mandat? Rowerzyście czy pieszemu? Bo że wjechałem specjalnie to mi nikt nie udowodni przecież.