GALERIA: DYMnO VIII. Otwock. 13.05.2006:
©Tekst: Yorek, behe. Zdjęcia: Yorek, Spider. Dodano: 15.05.2006.
Historia jednego numeru czyli DyMNO 2006:
Na te zawody ostrzyłem sobie zęby gdzieś od miesiąca, chciałem powalczyć, potestować sprzęt i dobrze się zabawić a wyszło.. no ale od początku.
Pomny DyMNA sprzed 3 lat nie zarejestrowałem się wcześniej, stwierdziłem że nie ma sensu.
Podjechałem do biura zawodów w piątek po 20 bo tak miało być otwarte. Niestety organizatora nie było, za to pogadałem chwilę z kolegą z Lublina, który powiedział, że czytał relację z poprzedniego dymna na naszym portalu. PR działa. ;)
W międzyczasie zjawił się behem a trochę później organizator. Zarejestrować się nie udało, mieliśmy przyjść po 22, bo wtedy ponoć będą już wszystkie materiały. Zjawiliśmy się o 22:30, organizatora nie było, dotarł po 23 i zaczął powoli wykonywać swoją pracę, a szło mu to tragicznie wolno. Oczywiście nie dostaliśmy wszystkiego, była jeszcze jakaś obsuwa i po karty startowe mieliśmy się stawić rano. Tyle narzekania na sekretariat, chociaż można by jeszcze trochę. ;)
Dodam tylko, że startowałem z numerem C500 co okazało się proroctwem, na trasie C50 byłem po prostu zerem...
Sobota przywitała nas piękną słoneczną pogodą, zjawiliśmy się na stadionie i o 10 wystartowaliśmy. Trasa biegła przez Torfy, Bunkry, początkowo 2 punkty w obowiązkowej kolejności a następnie 11 punktów w kolejności dowolnej, już w okolicach Ponurzycy.
Zaczęliśmy ostro, z bunkrów asfaltem pognaliśmy na PK9. Jak tylko za Regutem skończył się asfalt okazało się co nas czeka: tam zawsze jest piach. :/
Zaliczyliśmy małą skuche nawigacyjną i po przebiciu się przez pole szukaliśmy punktu na torfowisku. Poszukiwania trwały z 15 minut w czasie których zdążyłem wkręcić przerzutkę, na szczęście nie przemieliłem jej i mogłem jechać dalej. Kolejne punkty szły łatwo, jechało się przyjemnie. Przejechaliśmy punkty 8-7-6-5, w okolicach 4 zacząłem mięknąć, poszukiwania trójki zajęły nam trochę więcej czasu, mapa miała mało wspólnego z rzeczywistością.
Następne było zadanie specjalne, na żółtym, piaszczystym szlaku. Jak się dowiem kto je wytyczył, to mu powiem parę słów. Trzeba było znaleźć 3 punkty w okolicy szlaku, lampiony były powrzucane gdzieś w krzaluny.
Behem ciągle zasuwał, mi skończyła się woda i ciągnąłem się coraz wolniej.
Na PK13 rozstaliśmy się z Behemem, on pognał, ja położyłem się na krótki odpoczynek. Strasznie bolał mnie kark, dopiero później przyszło mi do głowy, że to przez kask, w którym normalnie nie jeżdżę. Po paru minutach zebrałem się i tempem spacerowym pojechałem zdobyć 2 ostatnie punkty, w okolicach Lasku i na Łysej Górze.
Niestety zrezygnowałem, gdyż musiałem wyjechać do Dąbrówki celem znalezienia wody. Aby ułatwić sobie życie w kierunku mety postanowiłem udać się asfaltem. W Pogorzeli dopadł mnie kolejny kryzys, padłem na ziemię, nie mogłem złapać oddechu, kręciło mi się w głowie i miałem nudności, chyba się odwodniłem. Poleżałem tak chwilę bliski myśli o wezwaniu pomocy ale stwierdziłem, że trzeba być twardym i będę jechał dopóki nie spadnę z roweru. :) W ten sposób dowlekłem się do stadionu bez zaliczenia ostatnich dwóch PK i mocno po czasie, no ale dojechałem i byłem żywy. Na mecie odebrałem przydziałową koszulkę a następnie udaliśmy się na obiad do Buzera gdzie nieco odżyłem: na szczęście.
Podsumowując, to jak za 15 złotych impreza całkiem udana i nie było by się czego czepiać gdyby nie tragiczna praca sekratariatu. Co do trasy to mam nadzieję, że Behem coś napisze.
Behem o trasie za wiele nie napisze. Na plus trzeba zaznaczyć fakt wyprowadzenia punktów w kierunku Ponurzycy. Dzięki temu mogłem pozwiedzać okolice do której na codzień po prostu nie chce mi się jeździć. ;)
Praktycznie cała pokonana trasa prowadziła drogami terenowymi, asfalt wystąpił tylko epizodycznie.
PK były rozmieszczone w miarę OK, pojawiło się kilka ciekawych miejsc.
Sporo z punktów znajdowało się jednak w krzaczorach. Konstruktor trasy chyba pomylił bieganie z jazda na rowerze.
Na przyszłość: fajnie gdyby PK znajdowały się w miejscach w które można dojechać bezpośrednio, a nie dojść. Po co zostawić rower i szukać po okolicznych zaroślach pieszo?
Jeszcze kwestia mapy. Pomysł z powiększeniami jest niezbyt trafny, przenoszenie wzroku z głównej mapy na szczegółową jest dość męczące podczas jazdy.
Ogolnie było nienajgorzej, zastrzeżenia podobnie jak Yorek: sędzia, sekretariat, bezsensowny odcinek specjalny po piachu. Rower służy do jeżdżenia a nie pchania. ;P
Mapa z naniesiona trasa (logowana z plecaka :P).
Klik 1. Klik 2.
Dokumentacja fotograficzna: