Page 1 of 1

rowerowa etykieta

Posted: 08 Jul 2005 03:06
by leoheart
miałem zabawne zdarzenie na trasie z WWy,odpoczywałem sobie przy drodze gdy minął mnie jakis gośc z plecaczkiem wypchanym bodajże karimatą,jechał nietęgo,pomyslałem zmęczony-zwłaszcza że jedziemy pod wiatr,zaraz zniknął za zakrętem.ja dokończyłem herbatkę wsiadłem i po minucie zblizyłem sie do niego,patrze:jakis rower niczego sobie,na nogach spd znaczy gośc jeżdzi tylko zaslabł
wyprzedziłem go z predkoscia podrózna na asfalcie tj ok 28-30 km/h i zapomnaiałem o nim
Po kilku kilometrach nagle jak Filip z konopi wyskoczył mi zza pleców i pognał do przodu całkiem żwawo :roll: odsadzając mnie o jakieś 30 m.Znaczy: załapał mi sie na koło tylko go nie zauważyłem :!:
Usmiechnąłem sie sympatycznie:mysle sobie zagrała w nim chęc rywalizacji chce mi pokazać że jest jest mocny :)
po kilkuset metrach jadąc swoim tempem doszedłem go i ...znów wyprzedziłem,po czym historia sie powtórzyła :wink:
Myśle sobie stary to nieładnie :wink: ,na prostych odcinkach chowasz mi sie za plecami i wieziesz na kółku a potem udajesz chojraka i nie chcesz poprowadzić!i juz przestało byc sympatycznie, na szczęście kiedy zaczałem sie lekko złościć, skręcił z trasy pozostawiając we mnie niemiłe uczucie cwaniactwa
dodam ze ja sam w podobnej sytuacji,jesienia na lubelskiej podholowałem dobre 10km bikera na szosówce,który dosłownie słaniał sie na nogach po ponad 100km samotnej walki z wiatrem i jeszcze w Wólce Mlądzkiej poczęstowałem go herbatą co by dojechał do domu :D
I nie był to bynajmniej powód do dumy dla mnie ale naturalna solidarnośc bikerów
Jakie macie doświadczenia w spontaniczej współpracy na trasie :?:

Posted: 08 Jul 2005 06:06
by yorek
zależnie od nastroju i możliwości:
- wyprzedzam okazując wyższość (ale to tylko dzieci do lat 14 żeby potem mnie nie objechały),
- łapię się na koło jak mnie wyprzedzaja,
- olewam sikiem prostym

Posted: 08 Jul 2005 06:07
by Jacq
Mi np. bardzo podobaja sie sytuacje,
kiedy ktos widzac mnie stojacego bikiem
podjezdza i pyta czy nie potrzebuje pomocy.

Mimo ze faktycznie tej pomocy nigdy nie potrzebowałem,
kilka razy taka sytuacja ze ktos podjechal juz mi sie zdazyla..

To ma o tyle dobre dzialanie, ze dziala troche jak reakcja łańcuchowa..
Od kiedy zdalem sobie sprawe, ze wsrod powszechnej znieczulicy
znajduja sie ludzie chcacy pomoc... sam tez to robie..
Widze przy biku kogos zaklopotanego.. podjezdzam i pytam czy jakos pomoc.
Nigdy nie wiadomo kiedy ja bede takiej pomocy potrzebowal...

Pozdrawiam

Posted: 08 Jul 2005 06:12
by yorek
ale bez przesady, nie za każdym razem jak widzisz kogoś stojącego, jak widać że ma problemy to się oczywiście pomaga. jak jeździłem na desce to podjeżdżałem za każdym razem jak widziałem kogoś leżącego i conajmniej patrzyłem czy się nie połamał ale nie każdego kto stał z boku ;)

Posted: 08 Jul 2005 06:21
by Jacq
Nie no jasne :)
Do wszystkiego trzeba miec zdrowe podejscie...
Nie bede przeciez podjezdzal do kazdego kto stoi przy rowerze
i sobie odpoczywa np.

Ale imho to w miare łatwo ocenić czy ktos ma problem czy nie..
I w takich sytuacjach sie podjezdza.. choc czesto okazuje sie
ze pomoc jest zbedna..

Pozdrawiam

Posted: 08 Jul 2005 09:06
by komarr
a ja tam w trasie nie mogę przeżyć jak w zasięgu wzroku jakiś biker jest przede mną... cisnę ile sił żeby dogonić i przegonić...

Ogromne zniesmaczenie odczuwam jak sę okaże że biker jedzie w moją stronę albo sobie poprostu skręci... :/

Posted: 08 Jul 2005 09:45
by behem0th
a jak mnie ktos wyprzedzi to zawsze siadam na kole i sie holuje.
w 90% przypadkow po kilkuset metrach, czy kilku km koles skreca w jakas boczna droge. wniosek: chcial tylko pokazac jaki z niego kozak. ;)

jesli nie skreci to w koncu wczesniej czy pozniej rozkreca sie rozmowa. albo zostawia mnie w tyle. :)

a w ogole najlepsi sa kolesie starej daty, ktorzy potrafia poscigac sie na prostej poginajac ukraina z jednym biegiem. czesto wygrywaja. :)

Posted: 08 Jul 2005 11:38
by yorek
fakt że Ci starej daty są dobrzy, kiedyś z jednym takim goniłem się przez ponad pół Reymonta i ledwo go ścigłem

Posted: 08 Jul 2005 16:59
by Domar
no to i ja powiem o kolarzu starej daty. po wycieczce z kumplem ok 100 km jedziemy sobie koło Zasady w stronę Karczewa. jako że już tak dobrze się nie czułem, patrzyłem się gdzieś tam i niespecjalnie mocno kręciłem. nagle zauważyłem jakiś cień i sobie pomyślałem, że kumpel ma za dużo siły i chce się ścigać. i co? jakiś kolo na kozie z maksymalnie scentrowanymi kołami popyla koło tak na oko 30 parę km/h. dogoniliśmy go, wyprzedziliśmy, ledwo już żyłem, a on nam na kółku siedzi... do samego Karczewa żeśmy go ciągnęli... innym razem jadąc z Powsina zaczął mnie gonić kolo od pogotowia rowerowego na takim przeładowanym biku z motorkiem, dusił go i dusił a jak już odpuszczał spytał się... ile wyciągnął, bo on nie ma licznika :D