BoB wrote:Czekam na Wasze wrażenia poimprezowe

powiem tak: towarzystwo ponad wszystko
niech kto mówi co chce ale już samo przebywanie z Ogrami, wliczam oczywiście BoBa, naszego człowieka na Tarchominie

, jest źródłem wielkiej frajdy. Świetnie nam sie razem podróżuje, nawet biorąc pod uwagę że Vigila udało sie namówić na postój dopiero po 300km

startuje i imprezuje!
co do samej Odysei:
widoki piękne,wzniesienia duże (pierwszy dzień to ok 2400m przewyższenia,dla mnie to kosmos!) i wymagające sporego wysiłku momentami przekraczającego moje siły

na tyle że...marzyłem o zjazdach,choć to marzenie przyprawiało mnie o drżenie łydek,dlatego jako jedyny w stawce miałem na głowie kask full-face, musiałem budzić wesołe komentarze ale wolałem czuć sie pewniej

nie ustrzegło mnie to przed glebą na jednym ze zjazdów ale na szczęście kask sie nie przydał i nawet szybko sie pozbierałem i ruszyłem dalej
ąz boję sie pomyśleć co by było gdyby padał deszcz i było więcej błota.pewnie wyglądałbym tak jak Iza albo gorzej
Najgorszy moment I dnia:chyba całe ostatnie trzy godziny kiedy po prostu nie miałem czym oddychać,katar mnie zabijał,bolało mnie gardło,mięśnie 4głowe po prostu sie urywały,od czasu do czasu bolały mnie plecy a nawet....triceps lewej ręki

ten chyba od panicznego zaciskania lewej klamki hamulca na zjazdach,prawdę mówiąc strach ma wielkie oczy bo nawet ja muszę przyznać że w tych warunkach nie były one takie trudne,w każdym razie miałem ochotę pieprznąć to wszystko i wrócić do bazy ale trochę było mi wstyd sie tak poddać i zostawić Behema no i jakoś sie dowlokłem
najmilszy moment:kiedy dzięki bardzo dobrej nawigacji Behema na kilkanaście minut przed upływem czasu wyjechaliśmy z lasu...nad metą

to bardzo istotne bo w innym wypadku czekał nas bardzo długi i stromy podjazd do ośrodka (co i tak nas nie ominęło w drugim dniu),nie dałbym rady wejść mówię serio!
wieczorem, kiedy nasi imprezowicze sie integrowali ja zbierałem siły na następny dzień, nie wiedząc jeszcze czy gromadzę je na jazdę czy....na to żeby powiedzieć Behemowi że sie poddaję

na szczęście rano jakoś sie zwlokłem z łoza boleści i o dziwo ruszyłem dosyć żwawo do przodu jak zwykle na początku
najgorszy moment drugiego dnia to oczywiście gleba na zjeździe w takim wąskim parowie z koleinami i błotem, na szczęście okupiona zaledwie zadrapaniami na kolanie, choć cała nogę miałem we krwi i błocie gdy sie podniosłem, o dziwo jednak zamiast napełnić pieluchę ze strachu przed dalszym zjazdem,po prostu dosiadłem roweru i ruszyłem w dół (zapewne za mało sie przestraszyłem
drugi taki moment to jedyna na dobrą sprawę pomyłka nawigacyjna o ile można to tak nazwać Behe na PK6 (nota bene większość ekip miała tam kłopoty) i poszukiwanie drogi która była na mapie ale....nie było jej w terenie!w efekcie zjazd z dużej góry a potem mozolne wspinanie sie z powrotem po to żeby stwierdzić że Pk był nieco dalej i nie tak nisko,w sumie pewnie z godzina straty która spowodowała ze objechały nas Pędzące Bizony czyli nasi sympatyczni współlokatorzy z Będzina, dla których ambicja na ten dzień było nas przegonić, niestety im sie to udało i nadrobili 13min stratę z pierwszego dnia i dołożyli nam jeszcze 17min
najmilszy to:zobaczyć i...usłyszeć co miał do powiedzenia Hak gdy nas zobaczył w komplecie na 4PK a on nie mógł sie doszukać Vigila
(trzeba wyjaśnić że punkty były zaliczane w kolejności a oni zostawili nas daleko w tyle już na 2Pk to oznaczało ze w PK4 byliśmy przed nimi
widmo porażki z OGR 2 tak ich zmobilizowało ze uzyskali 13 czas dnia i znacznie poprawili swoja ogólna pozycję
drugi a właściwie kilka miłych momentów to to że udało sie jednak mimo potężnej wpadki na 6Pk zaliczyć pozostałe punkty tuz przed ich zamknięciem,nie wtajemniczonym wyjaśnię że Pk były zamykane o określonych porach co wymuszało pospiech w ich osiągnięciu.
I na koniec: kiedy stanąłem u stóp tej cholernej góry gdzie była meta na 25min przed jej zamknięciem to wcale nie byłem pewien czy uda mi sie tam wtarabanić.Z buta bo na rowerze potrafiły to zrobić tylko OGR 1
Ale udało sie, nawet kilkadziesiąt ostatnich metrów przejechałem z fasonem na rowerze
Co do organizacji: ośrodek Caritasu piękny,pomysł wnoszenia rowerów do budynku poroniony choć wygodny dla uczestników,aż wstyd w jakim stanie zostały ściany budynku zwłaszcza na stromych i wąskich schodach,
nie dostałem pościeli za która zapłaciłem ale o która sie nie upomniałem ale największa wpadka to brak obiecanej biesiady na koniec I dnia a były idealne warunki do jej przeprowadzenia (widzieliśmy to na zdjęciach
ps.trochę zdjęć
http://picasaweb.google.pl/tomasz.leo.m ... directlink