Dziś siedząc przy herbatce i bajaderkowych "myszkach",
zaczeliśmy rozmyślać na nadciągającym długim weekendem majowym.
Wystarczą 3 dni urlopu i mamy 9 dni wolnego
Zrodzil sie pomysl wyjazdu w mniejsze, bądź większe górki.
Wyjazd tak około 4-5 dni.. Co o tym myślicie??
Ten pomysł z Jurą wydaje się niezły. Opcja z noclegami w różnych miejscach, choć pewnie bardziej skomplikowana, jest ok i myślę, że można się nad tym dłużej zastanowić. Mamy jeszcze trochę czasu na dogranie jakiś szczegółów .
to pozałatwiaj mi wszystkie sprawy tak, żebym na 2 miesiące mógł wyjechać no i oczywiście kaskę też, ja zamawiam codziennie czteropak piwa, może być ichniejsze
Ze zgloszonych propozycji najbardziej pasuje Szczyrk- na 9 dni terenów starczy a jak komuś się nie chce podjeżdżać to kolejka na Skrzyczne i na Szyndzielnie chodzi... Może być Korbielów i sporo innych(nowych) miejsc... Jura trochę niska Postulat: im wyżej tym lepiej, odpadają tylko Tatry ale tam i tak jest Park Narodowy.
Jacq wrote:Chiste.. bo my w gory chcemy.. rozumiesz, pure MTB
Pozdrawiam
Takie tam góry... Będziecie siedzieć na kwaterze i złopać browce zajadając pizzą zamówioną w Dominium. Góry to możecie zaliczyć do połowy, później będziecie pchać. A na Roztoczu albo na Mazurach co chwila sa wzniesienia i podjazdy, i nie trzeba jechać pół godziny do góry, zeby potem tylko 2 minuty w dół.
No i jeden minus. Lansu to tam nie da rady uskuteczniać. Same łosie dookoła.
Roztocze wydaje mi się ciekawsze niz gory, choc z drugiej strony warto w gory pojechac zeby wlasnie zjezdzac i zobaczyc jak sie sprzet (i człowiek) wtedy zachowuje. Na Transcarpatii najwiecej stracilismy na zjazdach - dopiero na czwartym czy tez piatym etapie odblokowalem sie, a moze nauczylem zjezdzac i odczuwac z tego nawet przyjemnosc. Wcześniej po prostu bałem się, że rower i ja się rozlecimy przy zetknięciu z kamieniami w podłożu.
Zjazdy są w górach najfajniejsze i prawie zawsze warto dla nich wnieść rower kawałek jeśli trzeba. Za to potem zapie***asz 50 km/h po kamienistej nartostradzie albo ześlizgujesz się najeżoną głazami ścieżką i cieszysz się każdym przejechnym metrem. A jak z czegoś nie uda się zjechać ( bądż też pod coś podjechać) to masz motywację, żeby kiedyś zmierzyć się kiedyś jeszcze raz z tym odcinkiem . Z tego się czerpie przyjemność w górach Chiste, a nie z picia browców czy lansu w splepie z ciupagami Na mazury będę jeżdził po 50-ce albo jak mi pary w nogach braknie...