GALERIA: Soyada. II Otwocki Długodystansowy Maraton Na Orientacje. 08.10.2005:
©Tekst: Leo. Zdjęcia: Leo, Baska, Spider. Dodano: 10.10.2005.
PODSTAWĄ DOBRA REKLAMA:
LEO ZABIERA GŁOS:
Na Soyadę zbierało się już od co najmniej dwóch miesięcy. W zasadzie była naturalną konsekwencją rozwoju Otwockiej Grupy Rowerowej. Wspólne wycieczki weekendowe i przejażdżki w środku tygodnia są oczywiście szalenie miłe, ale nie ma to jak porządna rywalizacja. Nazwa bynajmniej nie jest przypadkowa. Od czasu wspólnej wycieczki do Kozienic, kiedy to poznaliśmy gusta kulinarne Rysia (na marginesie ma na imię Michał o czym dowiaduje się z niejakim zdumieniem, ale takich niespodzianek wśród OGR jest bez liku) odtąd zwanego Sojowym, soja odmieniana w najróżniejszych przypadkach, jest najczęściej używanym słowem wśród OGR. Na określenie wszystkiego! Może nawet wyprze popularne, choć cieszące się całkowicie niezasłużona popularnością słowo zaje.... ?
Ponieważ trzon grupy pochodzi z Otwocka a każdy szanujący się biker, nawet ten niedzielny przeczesał już dokładnie lasy wokół bunkrów i torfów zaszła potrzeba znalezienia nowego terenu do eksploracji. Pomysł na Gliniankę wyszedł od Rysia, który jest tam kimś w rodzaju rezydenta i szarej eminencji. ;)
Na jakimś ze spotkań rzucił mimochodem propozycje zorganizowania zawodów na orientację w swojej okolicy. Pomysł od razy przypadł wszystkim do gustu i jedyne wątpliwości wzbudził fakt, że Rysio obiecał zająć się wszystkim sam i nawet nie potrzebował nikogo do pomocy. Patrząc na jego bynajmniej nie gladiatorską posturę, można by się było obawiać czy temu podoła. Jednak znając jego niebywały entuzjazm, którym mógłby obdzielić co najmniej połowę OGR, ujawniający się niemal na każdej hopce i potwierdzony bezapelacyjnie imponującą postawą w zawodach XC, o organizację można było być spokojnym, tym bardziej że Rysio na wszystkie pytania odpowiadał z wrodzona sobie skromnością "spoko" i "daje radę'.
Trzeba przyznać, że z zawodów na zawody, organizacja staje się coraz bardziej profesjonalna. Tym razem nie zabrakło reklamy w postaci ulotek, plakatów i całej akcji reklamowej podczas Masy Krytycznej, czy innych imprezach. Pierwsze efekty można było już zauważyć na zbiórce w parku przed zawodami, bo zjawiło się kilkanaście osób w tym kilka zupełnie nowych.
Mały peletonik szybko dotarł na miejsce startu i tu czekała kolejna niespodzianka, na boisku szkolnym oczekiwała już co najmniej równie liczna grupa zawodników a kiedy zaczęły podjeżdżać samochody z rowerami na dachu powiało wielkim profesjonalnym światem bikerów! ;)
Zanim opowiem o swoim udziale parę refleksji przedstartowych. Już dawno wywietrzały mi z głowy myśli o rywalizacji o pierwsze miejsca w zawodach. Po ostatniej kompromitacji natury intelektualnej w Alleykacie II, moim jedynym celem było dojechanie do mety w miarę znośnym czasie i zaliczenie choć kilku punktów. Założyłem plan minimum gdyż od jakiegoś czasu jestem zupełnie bez formy, tej fizycznej i już nawet trudno nazwać mnie jeźdźcem bez głowy, bo generalnie poruszam się w zwolnionym tempie, a ten jedyny etap Transcarpatii w którym wziąłem udział mocno nadszarpnął moja psychiką i nadwątlił siły. Nie bez wpływu na ostateczna postawę wywarł także fakt, że rano podczas pakowania zrezygnowałem z zabrania kolorowej mapy terenów wyścigu przyjmując założenie, że muszę się oprzeć na tym co dostane od organizatora. Cóż, nigdy nie byłem dobrym nawigatorem, generalnie nie zaginąłem jeszcze w akcji, ale błędy zawsze kosztują mnie kupę dodatkowych kilometrów i stratę dobrego miejsca. Tym razem czarno biały świat wokół Glinianki był dla mnie czarna magia. Co z tego np. że przegoniłem na dojeździe do pierwszego PK bikerów z Góry Kalwarii gdy nie skręciłem we właściwa drogę błąkając się w okolicy punktu i tracąc czas oraz energie. Potem było już tylko gorzej, każdy punkt był chybiony i okupiony kilometrami błądzenia.
Prawdziwa porażkę poniosłem w okolicach PK 15. Usiłowałem z PK1 przedrzeć się do PK 15 w okolicy miejscowości Górki i wylądowałem na autentycznych górkach tyle, ze w środku lasu, po kolana w piachu i gdy tak brnąłem w koleinach, jadąc droga do nikąd, pełen autodestrukcyjnych myśli, olśniło mnie, ze przecież w gruncie rzeczy dobrze się bawię. Jest piękny, październikowy, słoneczny dzień, gdzieś w pobliżu mnie kręci się kupa lekko postrzelonych rowerzystów i nawet jeśli wyjadę z tego lasu w okolicy Garwolina to i tak wkrótce spotkam się z nimi na wspólnym ognisku i będzie dobra zabawa, nawet moim kosztem, bo moje nawigatorskie pomysły stały się kanwą żartów i mogą już rywalizować z soją Rysia.
Od uświadomienia sobie tego faktu jechało mi się znacznie radośniej a kiedy na jednym z PK okazało się, że mam zbieżne plany z Robertem naszym gościem z Tarchomina i możemy jechać we dwójkę poczułem się znacznie pewniej choć obaj... dalej błądziliśmy. Niestety nie udało się nam zaliczyć dwóch ostatnich PK, których jemu brakowało do kompletu. W każdym razie metę osiągnąłem pogodzony z wynikiem i głodny jak wilk.
Obiecana przez Rysia sojowa wyżerka okazała się takim samym hitem jak i cała impreza. Dwie miski wege przysmaków postawiło mnie na nogi choć popite litrem wody mineralnej sprawiły, że ledwo dowlokłem się z powrotem do domu. Dużo później, bo ognisko i niewątpliwie jeden z najbardziej udanych wieczorów w tym roku mocno się przeciągnęły. Zresztą wcale mnie nie dziwi. To co mi się najbardziej podoba w OGR to atmosfera w grupie. Na trasie rywalizujemy ze sobą ostro i choć się o tym głośno nie mówi to jest presja wyniku i zajętego miejsca, sam jej zresztą ulegam ale sadzę, że nikomu to nie przesłania przyjemności wspólnego spędzania czasu. Wydaje mi się, że każdy znalazł swoje miejsce w grupie i jest zauważany. Począwszy od najmłodszego Huntera a skończywszy na mnie.
Najlepszym przykładem niech będzie Matildae która podczas zawodów nad Mienia ukradkiem podróżowała drugą strona rzeki i nie dała się skusić na towarzystwo a dziś jest autentyczną liderką grupy, wyrasta nam na nowego cyborga. ;)
A propos cyborgów to Brothers zwycięzcy Soyady oraz większości naszych zawodów potrafią zamieszać nawet wśród zawodowców i muszę przyznać, że jestem pełen podziwu dla ich osiągnięć! Ciekawe czego dokonają na Harpie, lecz coś czuje że będę dumny mogąc się pochwalić przynależnością do tej samej Grupy Rowerowej!
Reasumując! Było SOYOWO! I niech ten wyraz oznacza odtąd doskonale, wzorowo, wręcz perfekcyjnie! Jeszcze raz Rysiu dzięki i wielki RESPECT!
Ps. Żebyście nie myśleli, że piszę tak bo Rysio dwa razy załatwił mi hak do przerzutki, czy przywiózł mi go całkowicie bezinteresownie do domu. :)
Bo Rysio i nie tylko Rysio w grupie OGR taki jest i tyle. :)
Pozdro, Leo
WYNIKI:
Miejsce
|
Zawodnik
|
|
Punkty
|
|
Czas
|
|
|
|
|
|
|
1
|
Czarek + Edi
|
|
45
|
|
3:58
|
2
|
Behe
|
|
45
|
|
4:27
|
3
|
Karczmarczyk Piotr
|
|
45
|
|
5:03
|
4
|
Domar + Jasiek
|
|
45
|
|
5:18
|
5
|
Zenek + Skoczek Przemek
|
|
45
|
|
5:23
|
6
|
Gondek Czarek + Lewicki Dariusz
|
|
45
|
|
5:41
|
7
|
Warzocha Andrzej + Wenda Jarosław
|
|
45
|
|
5:42
|
8
|
Nowak Roman
|
|
45
|
|
5:58
|
9
|
Olszewski Robert
|
|
45
|
|
6:00
|
10
|
Bartek
|
|
45
|
|
6:03
|
11
|
Kasprzak Tomasz + Rozemblicki Mirek
|
|
45
|
|
6:06
|
12
|
Chmielu
|
|
44
|
|
5:35
|
13
|
Proszewski Paweł
|
|
44
|
|
5:36
|
14
|
Kwiatkowski Michał + Szulc Michał
|
|
43
|
|
6:08
|
15
|
Skrzypkowski Maciek + Skrzypkowski Tomasz
|
|
42
|
|
6:33
|
16
|
Popeye + Ryba
|
|
40
|
|
5:38
|
17
|
Bobiński Robert
|
|
40
|
|
6:23
|
18
|
Baśka + Młody
|
|
31
|
|
6:05
|
19
|
Leo
|
|
29
|
|
6:23
|
20
|
Karnafel Arek
|
|
26
|
|
6:04
|
21
|
Nowak Marcin
|
|
26
|
|
6:28
|
22
|
Strz + Matylda
|
|
24
|
|
6:15
|
23
|
Hunter
|
|
19
|
|
5:27
|
PRZEŻYJMY TO JESZCZE RAZ: ;)