©Tekst: Jacq. Zdjęcia: Jacq. Dodano: 28.08.2005.
Wróciliśmy z Rugii, największej niemieckiej wyspy genialnie przygotowanej do jazdy rowerem. Pojechaliśmy we czworo: Marta, dwie Magdy i ja. Gdzie nie spojrzeć ścieżki rowerowe. Poza miastami są to wydzielone asfaltowe trasy dla rowerów lub utwardzone i świetnie oznakowane szlaki rowerowe w lasach. W miastach wydzielone pasy w ramach chodnika. Najlepsze jest to, że nikt z pieszych nawet nie próbował wchodzić na część chodnika przeznaczoną dla rowerów. Poza tym wszystkim wszędzie takie udogodnienia jak stojaki rowerowe i coś czego się w ogóle nie spodziewałem... autobusy ciągnące przyczepki na rowery. Oczywiście praktycznie każdy środek transportu jest tam przystosowany do przewozu rowerów.. nawet historyczna kolejka wąskotorowa. Na wyspie połowa turystów poruszała się rowerami, które można też wypożyczyć w każdym z większych miasteczek.
Sama Rugia jest bardzo ładną i bardzo zadbaną wyspą z wieloma malutkimi i niezwykle urokliwymi wsiami i miasteczkami. Teren jest dość mocno pofałdowany, dlatego też jadąc rowerkiem jedziemy ciągle albo pod górkę, albo z górki.. Poza większymi miasteczkami i południowo-wschodnią częścią wyspy nie ma zbyt dużo ludzi (tak jak w polskich nadbałtyckich miejscowościach). Cała wyspa usiana jeziorami i zatokami morskimi. Na północy najbardziej obleganym turystycznie punktem jest Kap Arkona z trzech stron otoczony morzem. Na północ od miasteczka Sassnitz, które warto zobaczyć, przez kilka kilometrów ciągnie się klif kredowy. Szlak wzdłuż niego nie jest niestety dostępny dla rowerów, ale warto poświęcić jeden dzień na dłuższy spacer.
Byliśmy tam raptem tydzień. Obejrzeliśmy pobieżnie wschodnią część wyspy. Nocowaliśmy na dwóch polach namiotowych, skąd robiliśmy dniowe wycieczki o długości od 50 do 70 km.
W sumie wyszło tego trochę ponad 300 km. Niestety tydzień to zdecydowanie za krótko by objechać wyspę. Można tam jechać śmiało na jakieś dwa, trzy tygodnie i będzie gdzie jeździć.
Więcej przy piwie... :)