W koncu nadszedl czas na podsumowanie ostatniego etapu oraz calej imprezy. Moze najpierw zaczne od tego pierwszego. Forma w ostatnim dniu byla niewiadomom. W sobote jechalo mi sie znacznie ciezej niz pierwszego dnia. Prawde mowiac w pewnych momentach krecilem juz tylko sila woli. Nie ma gorszego widoku na maratonie jak obraz uciekajacego peletonu i mysl ze teraz sam bede musial zmagac sie z wiatrem, z wszystkimi przeszkodami. Podobnie bylo ostatniego dnia. Poczatek byl nadzwyczaj spokojny. Pierwszy odcinek liczacy 7km wiodl po asfalcie i nikomu wyraznie nie spieszylo sie. Jednak po chwili wjechalismy w teren, zaczely sie podjazdy, paski i to wystarczylo zeby mnie zgubic. Cale szczescie nie bylem jedynym wiec szybko zawiozala sie nasz grupa, zlozona na poczatku z kilkunastu osob - topniala z kazda dziesiatka kilometrow.
3 etap bede wspominal jako niekonczace sie pasmo podjazdow. Podjezdzalismy w roznym terenie, byla laka, bylo pole z glebokimi koleinami, byl bruk, byly lesne sciezki, byly kamienie, byly kocie lby. Szczegolnie te ostatnie bede nieprzyjemnie wspominal gdyz w ostatnim dniu mocno czulem juz bol w dloniach i jazda z predkosciami powyzej 30 po takiej drodze nie byla przyjemnoscia.
Gdzies na 30 km zaliczylem piekna wywrotke i wjazd plecami i tylkiem w glebokie bloto. Od tego momentu wiozlem chyba kilka kg wiecej syfu, bloto mialem wszedzie, buty, kieszenie koszulki, plecak.
W tym dniu najciezszy odcinek byl miedzy 50 a 62km. Modlilem sie zeby te podjazdy sie juz skonczyly. Co prawda byly zjazdy ale nie dawaly wytchnienia, wariaci zamiast odpoczywac, caly czas mocniej naciskali na pedaly jakby gonila ich jakas tajemnicza sila
I tak jadac z grupy kilkuosobowej zostalo nas 3. Na 65 km mial miejsce 3 bufet gdzie niestety ta 2 mi troche uciekla. I w tym miejscu nastapil zwrot, nie wiem dlaczego ale od tego momentu zaczelo jechac mi sie bardzo dobrze. W ogole nie czulem zmeczenia, nogi sprawialy wrazenie jakby mialy tydzien odpoczynku. Tym samym szybko dogonilem uciekajaca dwojke. Probowali sie jeszcze utrzymac za mna lecz jeden wiekszy podjazd wystarczyl, zeby ich zgubic. Sama koncowka to nic specjalnego. Samotna jazda, wreszcie widok mety i rece uniesione ku gorze.
Podsumowujac. Jestem troszke rozczarowany trasami pierwszych dwoch etapow. Za duzo asfaltu, za duzo szerokich szutrowych odcinkow, za malo technicznych odcinkow. Jednak trzeci dzien wynagrodzil mi to, dawno sie tak dobrze nie ujechalem.
Oprocz samych tras wiekszych zastrzezen nie mam. Oznakowanie bardzo dobrze, w newralgicznych miejscach zawsze ktos stal i wskazywal wlasciwa droge. Na bufetach zawsze bylo co pic. Wreszcie izostar nie byl rozcieczony i naprawde pomagal odbudowac nadwatlone sily.
Co mnie zniesmaczylo - to, ze Zamana na swoich zawodach sam sobie wrecza nagrody i staje na podium. Rozumiem ze moze miec glod scigania ale przeciez sa jeszcze inne zawody...
Sa juz wyniki w generalce po wszystkich etapach. Wychodzi na to ze jestem 21 w open i 10 w kategorii wiekowej. Czy to wysoko? Chyba tak, mam swiadomosc ze w kazdym dniu dalem z siebie naprawde wszystko. Do zwyciescy w sumie stracilem 50 min. a to jest strata, ktora sie ma podczas jednego maratonu a nie trzech o podobnej dlugosci i na pewno wiekszej skali trudnosci.
To tyle z moich relacji, do zobaczenia 29 lipca w Nidzicy. Dzieki rowniez dla Behema, ktory w dzien przed wyjazdem znalazl dla mnie czas i pomogl ustawic troche rower.