no to powiem Wam jak bylo.
wiec... to pieklo na ziemi.. zarowno dla czlowieka jak i samego sprzetu. :)
praktycznie nie bylo dnia zeby cos sie nie sypalo, lancuch swiszczal po pierwszych kilku kilometrach, zgrzytaly przelozenia, bloto zapychalo i wciagalo.
przez te siedem odcinkow:
-zerwalem 2 krotnie lancuch,
-za pierwszym razem kasujac przerzutke i krzywiac hak, jakos przejechalem jeszcze na tym 4 odcinki,
-zakatowalem spda, ale dal sie reanimowac :)
-naped najprawdopopdobniej bedzie do wymiany,
-przekonalem sie, ze przednie kolo moze bez problemu w kazdej (!!!) chwili po prostu wypasc
-no i zameczylem na smierc moje wysluzone buty, juz dlugo raczej nie pojezdza.. eh.
od strony organizacyjnej praktycznie wszystko zapiete na ostatni guzik, jednak niesmak pozostawia drobny zgrzyt w postaci zimnej wody w prysznicach... i za krotkie koszulki!!!! :)
jezeli ktos chce poczuc uczucie prawdziwej rywalizacji, pospiechu, stresu, niesamowitego codziennego wysilku to jak najbardziej polecam. inni niech odpuszcza. tam sie nie da jechac rekraacyjnie. :)
i jeszcze jedno dla tych ktorzy nie poznali naszej lokalnej gwiazdy ;)