Dzis odbyl sie maraton w Mlawie. Niestety poza mna nikt od nas nie startowal, tak wiec punktow do klasyfikacji druzynowej nie bedzie za duzo.
Przed startem nie czulem sie jakos specjalnie, bardzo przeszkadzaly mi bole brzucha. Meczyly mnie od soboty i nie bardzo mialy ochote przejsc. Ale trudno, trzeba bylo sobie z tym poradzic i poradzilismy. Dobra Dusza, ktora mi towarzyszyla tak pieknie wszystko zalatwila, ze podczas jazdy moglem sie skoncentrowac tylko i wylacznie na pedalowaniu
Godzina 11 - start. Cos czuje ze moze nie byc za fajnie. Sporo osob mnie wyprzedza w tym kilku zawodnikow Planji. Ostatnio to wlasnie na podstawie swojej pozycji w stosunku do nich sprawdzam swoja dyspozycje. A dzis wiekszosc z nich mnie wyprzedzila, wiec mysle sobie - nie jest dobrze. Ale niepotrzebnie, zjezdzamy z asfaltu, miesnie powoli sie rozgrzewaja, wchodza w wlasciwy tryb pracy. Szybko lapie kontakt z kilkoma zawodnikami Planji. Dzis moim targetem, czyli zawodnikiem za ktorym powinienem podazac byl Pawel Goldiewicz oczywiscie z Planji. Na ostatnim maratonie przyjechal zaraz po mnie wiec tutaj chcac wypasc co najmniej tak samo dobrze musialem jechac blisko niego. I tak sie stalo, nie odpuszczam i gdzies na 30km pierwszej rundy wraz z grupa kilku innych osob udaje sie mi mu odjechac. Poczatek drugiej rundy to samotna jazda. Ale wkrotce dochodzi mnie zawodnik Krossa. Probujemy dajac sobie mocne zmiany uciec goniacej nas grupie, ktorej ton nadaje Pawel Trawkowski lecz darmo. Nie udaje sie i tak przez blisko 2/3 drugiego kolka jedziemy razem w grupie okolo 6 osob. Zaczynaja sie gorki i niestety zaczynam troche slabnac. Najpierw odjezdzaja 4 osoby, pozniej kolejna osoba i tak oto zostaje sam. I sam juz dojezdzam do mety.
Ze smiesznych rzeczy - nie wiem dlaczego ale pomylilem Pawla Trawkowskiego z Michalem Osuchem. O pomylce zorientowalem sie dopiero na mecie przegladajac wyniki.
Trasa - bardzo fajna, bylo to co lubie czyli malo asfaltu, troche podjazdow, troche trudniejszego terenu, czasem fajne zjazdy. Nie sposob bylo sie nie ublocic. Blota nie bylo moze duzo ale byly miejsca gdzie generalnie nie dalo sie go ominac i rower po imprezie zaliczyl kapiel w jeziorku.
Wynik - oczywiscie dystans giga, miejsce 23. Dane z licznika, 82km, czas 3h 24min.
Podziekowania - Behema za pomoc i cierpliwosc na moje marudzenie podczas malych poprawek z rowerem i oczywiscie Dobrej Duszy, ktora mi towarzyszyla i aktywnie wspierala
Kolejny maraton juz 9 wrzesnia i to na naszych wlosciach w Jozefowie. A na naszym terenie musimy sie postarac